
Nastał szczególny czas. Dziś wielu Polaków odwiedza cmentarze i wspomina tych, co odeszli.
Przypominamy sobie o bliskich, ludziach zasłużonych. Internet obiegła szczególna refleksja, której znacznie uproszczona parafraza zamyka się w jednym pytaniu: Czy za życia tych, którym zapalamy świecę na grobie - poświęcaliśmy im równie tyle czasu, energii i uwagi i byliśmy obecni w ich codzienności?
Zdarzyło mi się brać udział w kilku szczególnych pogrzebach. Pamiętam ostatnie pożegnanie doktora Leszka z Reszla, mojego przyjaciela. Pogoda była okropna, a kaplica była po brzegi wypełniona żałobnikami i nie działo się tak dlatego, że chowano ważną personę, kogoś, kto zasłużył na to piastowanym stanowiskiem. To był człowiek, którego przemiana życia była tak widoczna dla otoczenia, który nie wstydził się tego, co zrobił dla niego Bóg a ludzie lgnęli do niego i doświadczali w ostatnich latach wiele dobra ze strony tego człowieka. Na cmentarzu padał śnieg, wiało… a nikt nie chciał iść do domu. Opowiadano o nim, wspominano. Gdy mój kolega jeszcze żył, na ile mogłam odwiedzałam go. W czasie gdy zmagał się z chorobą dzwoniłam do niego i choć krótko, ale za to szczerze rozmawialiśmy. On stale mieszka w mojej pamięci.
Na myśl przychodzi mi kolejny pogrzeb, mojego przyjaciela Andrzeja, który zginął w tragicznym wypadku w pracy. Na cmentarzu były obecne tłumy ludzi tylko dlatego, że tak nagle odszedł dobry i ciepły człowiek lubiany przez wielu, traktujący innych z szacunkiem i nikomu nie odbierający godności. On żyje nadal w pamięci wielu osób…
Inne wspomnienie dotyczy moich dwóch przyjaciółek Basi i Małgosi. Pozornie obie pokonał rak, jednak odeszły pojednane z Bogiem i ludźmi oraz pozałatwiały wszystkie swoje sprawy, zamknęły co się da na ostatni guzik. Pamiętam, że pomyślałam sobie wówczas, że zazdroszczę im, że miały na to czas, że też bym tak chciała - bo przecież często człowiek odchodzi nagle i nie zna swojego dnia i godziny… Zarówno w chorobie jak i w zdrowiu, miałyśmy wiele wspólnych chwil, mogłyśmy na siebie liczyć w dobrym i trudnym czasie. Dziś moja codzienność często karmi się wspomnieniami o moich koleżankach. Tyle z nimi przeżyłam, wiele się od nich nauczyłam - więc nie może być inaczej.
Często myślę o moim tacie, babci Genowefie i Oli. Odtwarzam różne wydarzenia jak kadry filmowe. Przywołuję nasze wspólne ważne rozmowy i momenty. Oni są ze mną niemal codziennie niezależnie od kalendarzowych dat i uroczystości.. Coś pozostawili we mnie na zawsze.
Niezwykle często myślę o Ryszardzie Paciosze, piszę książkę o nim. To był pierwszy krajowy lider programu Coffee House w Polsce. Tego człowieka poznałam po jego śmierci. Dziwnie to zabrzmiało. Choć nie ma go już dziesięć lat … jego bliscy opowiadają mi o tym, czego się od niego nauczyli, jak pomagał w całym kraju ludziom i przywracał im nadzieję na zmiany. To dzięki wspomnieniom jego bliskich i znajomych - on - ożył dla mnie, w pewnym sensie... Od kilku lat stale mi towarzyszy. Badając jego życie i opowiadając o nim w różnych miejscach w kraju, stale go poznaję i doświadczam, że można bardzo mocno zapisać się w czyjejś pamięci a mijający czas nie ma tu zbyt wiele do powiedzenia. To od niego nauczyłam się ważnej maksymy, że „jeśli zbudujesz pomiędzy tobą a drugim człowiekiem most relacji, to potem możesz do niego wjechać nawet czołgiem”.
Pamiętajmy o ludziach za ich życia i podgrzewajmy o nich pamięć gdy ono dobiegnie kresu. Żyjmy tak aby „ostatnie pożegnanie” nie miało miejsca gdy złożą nas już w grobie czy też urnie, ponieważ stale będziemy obecni w czyjejś pamięci a ona jest istotna tam, gdzie ja doglądamy, gdzie ją pielęgnujemy. Towarzyszmy ludziom bo może się okazać, że mogła to być jedna z najważniejszych rzeczy, którą mogliśmy komuś dać. Czasem nie trzeba aż tak wiele - miły gest, telefon, wspólna kawa… Rozejrzyjmy się i sprawdźmy czy nie ma kogoś pośród żywych, komu warto oddać kawałek swojego cennego czasu. (ABP)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie