Reklama

Od chomika po konika - lekarze od wszystkiego

Posiadanie azylu dla zwierząt i hodowli wymaga wiele pracy, uwagi i odpowiedzialności, ale nic się nie uda bez lekarzy opiekujących się naszym stadem. Lekarzy, którzy są często jak pogotowie ratunkowe, najlepszy SOR i OIOM… Takich lekarzy od wszystkiego.

Siedemnaście lat temu przeniosłam się na te tereny z dużego miasta — wspomina Ewelina Klecan, prowadząca Domek na prerii. — Szukałam lekarzy, którzy zajmą się zwierzętami od kotka po konia. Jedynym lekarzem, z polecenia, okazał się pan Janusz Kapryan z Mikołajek. Podjęłam z nim współpracę. Nie rozczarowałam się, bo szybko okazało się, że pan Janusz to fachowiec z ogromnym sercem do ludzi i zwierząt — dodaje.

Pomagał mu syn Filip, który miał wtedy niespełna osiemnaście lat. Na tamten czas wydawał się bardzo skromnym, słuchającym ojca chłopakiem. Wykonywał polecenia skrupulatnie, według wytycznych, co ułatwiało mu pracę. Byli jak dobrze naoliwiona maszyna. — Czy są tacy lekarze? Czy to możliwe, by ich spotkać? Tak! — przekonuje Ewelina Klecan.

Tak to się zaczęło
Po kilku latach opieki nad Domkiem na prerii pan Janusz, po setkach wizyt lekarskich, oddał azyl pod opiekę swojego syna, który dopiero skoczył studia w tym kierunku, inspirowany pracą i dobrym sercem ojca. Podczas studiów Filip poznał Kasię. Wspólna pasja, pomoc zwierzętom, do tego ludzka wrażliwość i zwyczajne dobro - to wszystko przerodziło się w uczucie na wielu płaszczyznach życia. — To wszystko jest magiczne. Niemodne w tych czasach, wydawałoby się nawet nierealne, ale za to piękne — podsumowała młodych ludzi Ewelina Klecan. — Dwoje ludzi, którzy się kochają, szanują i współpracują, przekazując empatie i zrozumienie nie tylko rodzinie, ale i napotkanym ludziom w lecznicy przy ul. Bohaterów Warszawy w Zoo-Vet Center.

Zdarzają się takie nagłe sytuacje, takie jak np. „kolka” u konia, który mógł paść, gdyby nie otrzymał leków rozkurczowych. — Filip często przyjeżdżał do konia w nocy przy minus dwadzieścia, ubierając dresy na piżamę. Kiedyś zdarzyło się, że oboje byli poza zasięgiem. Próbowałam na własną rękę otrzymać leki rozkurczowe od „innych” lekarzy - niestety nie otrzymałam pomocy — opowiada Ewelina Klecan.

Zaczęła się walka z czasem. — Pan Janusz miał do przebycia jeszcze 80 km, Powoli dopadały mnie myśli o rozstaniu z moją ukochaną klaczą. Ale pan Janusz zdążył. Zwykły człowiek, a dla mnie bohater — dodaje właścicielka Domku na prerii. Takie sytuacje pokazują fachowość, opiekę i zrozumienie dla zwierząt i ich właścicieli. Współpraca nie tylko rozwinęła się, ale też przerodziła w przyjaźń i ogromną wdzięczność.

 


Kasia i Filip są skromnymi ludźmi, ale udało się namówić ich na krótką rozmowę. Pytania zadawała Ewelina Klecan - odpowiadała p. Kasia.

Macie jakieś wyrzeczenia przy pracy, jaką wykonujecie?
— Wyrzeczeń jest wiele, a zaczęły się pojawiać już na studiach. Żeby zdać, zaliczyć często trzeba było rezygnować ze snu, odpoczynku i przyjemności. Teraz kiedy pracy jest dużo, często nie mamy czasu na wspólne, rodzinne go spędzanie. Ciężko jest cokolwiek zaplanować, bo jeden telefon do nagłego przypadku zmienia wszystko.

Kasiu, dlaczego zdecydowałaś się wybrać ten zawód?
— Pójście tą drogą było dla mnie bardzo naturalne. Może to banalna odpowiedź, ale po prostu zawsze kochałam zwierzęta, chciałam być blisko nich, pomagać im. Mimo iż to trudny zawód, wydaje mi się, że nie mogłabym robić niczego innego.

Co najtrudniejsze jest w pracy ze zwierzętami?
— Dla mnie najtrudniejsze jest pożegnanie ostateczne pacjenta, o którego walczyłam ze wszystkich sił. Trudna jest bezsilność, kiedy nie można już nic zrobić. Trudne jest ciągłe obcowanie ze śmiercią, cierpieniem, narastanie tych emocji czasami nie pozwala wstać z kolan. Ale trudna do zrozumienia jest też bezmyślność właściciela, który przychodzi do lekarza dopiero w stadium terminalnym choroby.

Co sprawia ci radość przychodząc do pracy?
— Najbardziej budujące są oczywiście powroty do zdrowia ciężko chorych zwierząt, radość i wdzięczność właściciela. To jest coś nie do opisania. Cieszę się wtedy razem z nimi.

Kasia i Filip mają ogromną pasję i uczucie, które przerodziło się w cudowną rodzinę z dwiema pięknymi córeczkami. Zaobserwowałam to podczas rozmowy z Kasią. Ten błysk w oku, gdy opowiadała, o dziewczynkach skłonił mnie, by spytać o ich przyszłość.

Co dziewczynki będą robić kiedy dorosną?
— Są małe, ale ja będę je wspierać we wszystkim, niezależnie jaką drogę wybiorą. Na pewno nie będę forsować weterynarii, bo wiem, ile ta praca kosztuje.

Jakie najdziwniejsze zwierzę leczyliście?
— Najbardziej egzotycznym zwierzęciem w gabinecie była wizyta JEŻY! Takie dzikie, młode, których matka zginęła, ale je udało się uratować. Mój mąż natomiast zajmował się osłami i alpakami.

Co daje wytchnienie przy tego rodzaju pracy i odrywa was od codzienności?
— Odskocznią jest kontakt z naturą, z której czerpię siłę, zajęcia gimnastyczne oraz malowanie.

 


Właścicielka zwierzyńca z Bożej Wólki pod Mrągowem współpracuje też z lecznicą Zoo-Vet Center, w której pracują młodzi lekarze.

— Pani Kasia jest osobą, która potrafi najgorszą informację, dla właściciela, przekazać spokojem i wrażliwością, ale w moralnych i dobrych warunkach przy dużej delikatności. Jak by to było w ciepłych domowych warunkach — mówi jedna z klientek kliniki. — Dla wszystkich moment ten jest bardzo trudny. Lekarz przeprowadził mnie i zwierzę przez całą procedurę uśpienia. Cały ten czas była ze mną, aż chce się powiedzieć — czemu nie ma takich lekarzy dla ludzi?

W lecznicy Zoo-Vet Center jest tłok, powstają zeszyty dłużników, bo koszty leczenia zwierzaków często idą w tysiące. Wszyscy patrzą na kasę, a dla Kasi i Filipa najważniejsze jest... dobro! Oni sami mają serce na dłoni i pomagają jak mogą. Swoim zwierzęcym pacjentom, ale też ludziom.

Patrycja Martuś

Aplikacja info.mragowo.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo info.mragowo.pl




Reklama
Wróć do