
Listopad to czas zadumy przemyśleń nad życiem swoim i naszych bliskich. To też czas odwiedzin grobów bliskich. Często przypominamy sobie sytuacje z ich udziałem. Ale ja dziś trochę inaczej, w zadumie nad sobą…
Czas płynie nieubłaganie. Zmienia się nasz wygląd, psychika, samopoczucie. Z wiekiem tracimy umiejętność dostosowywania się do nowych sytuacji czy dostrzegania pozytywów patrzenia na świat i ludzi. Aktywność moja się obniżyła, przez to mniej interesowałam się życiem za oknem, a bliżej mi było do ekranu telewizora czy telefonu. Buduję mur w ciszy ścian mieszkania, a interakcja z ludźmi maleje, przez to zmniejsza się krąg znajomych. Wycofanie sprawia, że czuję się mało atrakcyjna towarzysko. Też tak macie?
Obowiązki rodzinne i zawodowe rozwijały się w miarę lat, sprawiały, że zatraciłam gdzieś w tym wszystkim siebie. Zamartwiałam się kłopotami wychowawczymi, finansowymi i organizacją tego wszystkiego. Dawałam radę, raz lepiej, raz gorzej, bo musiałam. Często kosztem siebie i zdrowia. A co pod powierzchnią mnie?
Z czasem zatracałam sfery życia, wycofałam się. Zniknęłam jakby za sprawą magicznej różdżki. Przechodziłam na coraz to płytsze postrzeganie otaczającej mnie rzeczywistości. Czułam samotność, wyizolowanie i zagłębiałam się w wewnętrzną stagnację. Barwy życia bledły, z czasem stały się cieniami mnie samej…
Przestałam widzieć, nie czułam już nic...
W ciemności – światło, jak to mówią. Usłyszałam głos: „wszystko ok?” Poczułam ciepło,
którego dawno nie czułam. Ogarnęło mnie całą. Raptem słyszę „puk, puk” do drzwi. W głowie myśl „to ty? Wyjdź”. Ciągle powracało do mnie to pytanie. Zaczęłam szukać, sprawdzać, co jest ze mną nie tak? Nie wiedziałam, co się dzieje... Ale barwy tego stanu, tego okresu życia zależą wyłącznie ode mnie, pomyślałam...
Było to trudne. Dzień po dniu wstawałam i walczyłam sama z sobą. Walka o mnie samą to dopiero wyzwanie! Dziś mam pewność, że było warto!!!
Wiele pracy, wyrzeczeń, nauki na nowo. Każdy dzień był coraz bardziej nasycony kolorami. Wyostrzyły się zmysły, postrzeganie rzeczywistości, a mur runął, skorupa, którą się otaczałam, została rozbita. To moment, gdy zmieniło się dosłownie wszystko. Przepracowałam swoją przeszłość i zrozumiałam, że chcę żyć i chcę być szczęśliwa. Nie dla innych, dla mnie samej. I to mi ma być dobrze.
Nie było łatwo. Do dziś się z tym zmagam, ale „nie jestem, bo muszę. Jestem, bo chcę”. Zrozumiałam również, że w całym zgiełku "ja" jestem ważna: moje przemyślenia, pragnienia. Zaczynam kolorować swoje życie i jest mi z tym dobrze. Bo czy nie jest tak, że - by pomagać innym - najpierw musimy pomóc sobie samym?
Patrycja Martuś
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie