Reklama

Magda Lewkowicz: Chętnie namalowałabym coś na temat lokalnej polityki, ale...

15/08/2021 15:16

Magdalena Lewkowicz raczej nie należy do osób, które się nudzą. Aktywna na wielu płaszczyznach. Społecznica w najlepszym tego słowa znaczeniu, udziela się w akcjach skierowanych do młodzieży i tych, związanych z tematyką łamania praw człowieka, praw zwierząt, tolerancji oraz historii współczesnej. Od lat współpracuje z instytucjami, organizacjami i stowarzyszeniami, m.in. instytutem Yad Vaschem w Jerozolimie, Fundacją Borussia z Olsztyna, Muzeum Historii Żydów Polskich (którego jest ambasadorką) oraz Stowarzyszeniem Freunde Masurens. Do niedawna udzielała się też w lokalnym samorządzie. Prócz tego znajduje jeszcze czas na ukochane koty i... malowanie. I o tej ostatniej pasji chwilę sobie porozmawialiśmy.


Przyznam, że obserwuję pani profil jako osoby aktywnej i obecnej w codziennym życiu Mrągowa. Rozmawialiśmy zresztą o tym nie raz, ale z Magdą Lewkowicz – malarką jeszcze nie było okazji do rozmowy. Skąd w ogóle ten pomysł? Co sprawiło, że któregoś dnia sięgnęła pani po pędzel, farby i sztalugę?

— Od dziecka lubiłam rysować. W szkole wykonywałam koleżankom prace na plastykę. Może to też kwestia dobrych nauczycieli plastyki. Wtedy bardzo lubiłam malować ołówkiem, bo był dostępny. W szkole średniej siedziałam często nad portretami gwiazd muzyki, a że nie było plakatów i Internetu to smarowałam na kartkach moich idoli Eddie Veddera, Pearl Jam, Bjork. Potem była długa przerwa, bo się uczyłam – tj. studia. Jak już zaczęłam sama zarabiać, miałam takie marzenie, że kiedyś kupię farby olejne i sztalugę. Tak też się stało w 2008 roku. Nie bardzo wiedziałam jak się nimi posługiwać, a że często jestem „Zosia samosia”, poczytałam w Internecie jak się pracuje olejami. Dostałam od znajomej stare naciągnięte płótno i uwaga… bez zagruntowania (!) je pomalowałam. To był Anioł, który nadal wisi u mojej mamy. Po pierwszym razie stwierdziłam, że to jest strasznie ciężkie, farby się ciągną, wchłaniają się, itp. Zastanawiałam się jak to może przynosić przyjemność. Wtedy zaczęłam szukać więcej informacji, co jest potrzebne do malowania farbami olejnymi. Możecie sobie wyobrazić ile było śmiechu jak się okazało, że Anioł jest namalowany na tzw. „sucho”, bez zagruntowania, bez terpentyny, werniksu. Po spełnieniu tego marzenia i zdobyciu podstawowej wiedzy zaczęłam malować częściej. 

Ja już znam odpowiedź na to pytanie, ale… kształciła się pani w tym kierunku czy jednak samouk?

— (śmiech) Tak, jestem samoukiem. Nie mam wykształcenia w tym kierunku, robię to, bo przy tym się relaksuję i wyrzucam emocje. Lubię też sprawiać radość tym, którym obrazy się podobają. 

Jakich technik pani używa? Widziałem sporo akryli – to ta dominująca forma?

— Najpierw były tylko farby olejne, a później doszły akrylowe, szpachla, szlakmetal, piasek, flamastry, gazety. Możliwości jest wiele. Ostatnio zafascynowała mnie metoda pouringu, tj. rozlewania farb. Niestety do niej trzeba mieć trochę miejsca na „ubrudzenie terenu” (śmiech).

Wiem, że pani prace zasilają często akcje charytatywne, WOŚP, ale znajomi też doceniają talent. Ma pani jakieś ciekawe osiągnięcia? Może któraś z prac trafiła do znanego kolekcjonera za „grube pieniądze”?

— Moje prace przez wiele lat zasilały różne inicjatywy charytatywne dla potrzebujących, chorych, niepełnosprawnych, WOŚP-u. Po prostu uważam, że w ten sposób mogę komuś pomóc, wykorzystując to co lubię robić. Obrazy mają wąską grupę odbiorców, co mnie cieszy, gdyż nie liczyłam, że spodobają się komukolwiek. Kilka z nich trafiło do Niemiec, USA, a nawet Dubaju. Mam też grono stałych odbiorców z całej Polski, co mnie bardzo cieszy. W większości są to moi serdeczni znajomi, ale i też ich znajomi. Obrazy są na pewno specyficzne i każdy widzi w nich coś innego: smutek, nostalgię, złość, radość, troskę. Niektóre przerażają, inne wychodzą poza ramy przyjętych proporcji, kolejne cieszą oko barwami. 

Myślała pani może o jakiejś wystawie? Przecież nie byłoby problemu znaleźć zainteresowanej galerii!

— Miałam dwie wystawy: w 2012 roku w Mrągowie oraz 2017 w Dobrym Mieście. Staram się nie narzucać, bo takich amatorów jak ja,  jest wielu. Wystarczy mi pokazanie raz do roku prac na Wojewódzkim Przeglądzie Plastyki Nieprofesjonalnej w Mrągowie. Sama widzę , że moje prace się zmieniły od pierwszej wystawy i to bardzo mnie cieszy. To znaczy, że cały czas się uczę.

A zdradzi pani jakiegoś artystę lub nurt, który najbardziej wpływa na panią, inspiruje…?

— Uwielbiam obrazy Stanisława Wyspiańskiego oraz Zdzisława Beksińskiego. Inspiracji szukam wszędzie tj. w ludziach, rzeźbach, otoczeniu, Internecie, Pinterest.

Malowanie jest mocno absorbujące? A może wręcz przeciwnie – odpręża, relaksuje? Na pewno pracownia (względnie pokój „zaadoptowany” chwilowo na pracownię) może przypominać po wszystkim… „pobojowisko”. Wiem coś o tym, gdyż moja córka – lat 10 – czasem chwyta za pędzel…

— Oj tak, absorbuje, ale jednocześnie relaksuje. Hyyy pracownia? Nie jest to taki proste w moim przypadku na 38 m, ale jak ktoś chce, to może! „ Salon” w czasie malowania zamienia się na „pobojowisko”, a potem wszystko wędruje do pojemniczków z kotkami i stanowi element „Salonu” (śmiech). Takie proste, ekonomiczne rozwiązanie.

Tak już na koniec odłóżmy farby i pędzel, bo chciałbym spytać czy nie tęskni pani za… lokalną polityką? Czy może jednak malowanie to zdecydowanie ciekawsze zajęcie?

— NIE TĘSKNIĘ za lokalną polityką. Chętnie bym coś wymalowała na jej temat, ale pędzle straciły włosie. Ten temat zostawiam do opisania profesjonalistom, panie redaktorze (śmiech).  

Dziękuję za rozmowę. To co – czekamy na wernisaż?

— Dziękuję serdecznie. Kto wie, co się zdarzy...

rozmawiał Marek Szymański

Aplikacja info.mragowo.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Reklama

Wideo info.mragowo.pl




Reklama
Wróć do