Reklama

Piotr Myszka: Mrągowo i jego mieszkańcy zawsze będą w moim sercu

08/08/2021 11:02

Wsłuchując się w słowa naszego olimpijczyka Piotra Myszki, do medalu w Tokio zabrakło mu dosłownie ułamka sekundy na starcie decydującego wyścigu w klasie RS:X. Przez mniej niż sekundę sędziowie podjęli decyzję o dyskwalifikacji Polaka. Wcześniej do biegu ruszyli Mattia Camboni i Thomas Goyard, którzy wyprzedzali mrągowianina w bezpośredniej rywalizacji do medalu. Jaki to miało wpływ na nerwowość na linii startu opowie sam Piotr Myszka.


Mimo zaistniałej sytuacji gratulujemy i dziękujemy za emocje. Co takiego się zdarzyło, że presja wzięła nad Wami górę?

— W wyścigu medalowym ja byłem atakującym, ale większe ciśnienie mieli chyba Włoch i Francuz. Po Cambonim było widać, że przed wyścigiem nie trzema ciśnienia. To było mocno widoczne na starcie, kiedy „wypalił” dwie sekundy przed czasem. Falstart był duży, więc jak za nim ruszył Francuz, a potem ja, zdyskwalifikowano całą naszą trójkę. Nie miałem stresu przed startem. Widziałem, że oni ruszyli, a ja z pozycji atakującego nie mogłem czekać aż mi odpłyną. Musiałem odpalać. Z mojego punktu widzenia ten falstart nie był tak ewidentny. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że ten mój start był idealny, ale komisja oceniła to inaczej. Decyzję podjęli sędziowie na wodzie, a to był wyścig z gatunku tych, w których już w żaden sposób od sędziowskiej decyzji odwoływać się nie da.

Pokazał Pan w Tokio naprawdę wielką klasę! Sportowo niemal do końca z medalem, jako sportowiec z wielką klasą nawet po dyskwalifikacji! Gdyby można było oceniać nie tylko Wasze wyniki, z pewnością zasłużył Pan na medal!

 Wiadomo, szkoda, że tego medalu nie ma. Powtarzałem to w wielu wywiadach, że w drodze po medal olimpijski liczy się cała droga do niego, praca, którą włożyłem i ludzie, których spotkałem na swojej drodze. Sam sobie też udowodniłem, że w wieku 40. lat można stanąć na starcie i walczyć o medal olimpijski z zawodnikami młodszymi o kilkanaście lat. To jest możliwe. Udowodniłem też to, że przy harmonijnym życiu można wiele zdziałać. Ogranicza nas tak naprawdę głowa, nie wiek.

Pokusi się Pan już o ocenę swojego startu w Tokio? Czegoś zabrakło, coś można było zrobić lepiej?

— Uważam, że byłem bardzo dobrze przygotowany do Igrzysk. Wróciłem na szczyt formy w odpowiednim momencie i mogę powiedzieć śmiało, że byłem w podobnej dyspozycji jak w Rio. Pod każdym aspektem byłem gotowy do zawodów, nastawiony na silne wiatry. Ciężko byłoby cokolwiek poprawiać, ponieważ na takim poziomie to jest już tylko „kosmetyka” i trudno byłoby wprowadzać w mój harmonogram coś rewolucyjnego, co pozwoliłoby mi się lepiej przygotować. Byłem na samej górze, walczyłem o medale, dlatego myślę, że byłem bardzo dobrze przygotowany.

Poza konkurencją był „kosmiczny” jak to ktoś określił Kieran Badloe. Co on ma, czego reszcie zawodników wydaje się brakować?

— Nie da się ukryć, że przy słabym wietrze Kieran płynął bardzo równo, popełniał mało błędów, co dało mu pewną przewagę. W silnym wietrze, a było nas pięciu bardzo szybkich zawodników, on nam faktycznie minimalnie „odjeżdżał”. To nie były może jakieś spektakularne różnice, ale to było czuć. Ciężko było walczyć z gościem, który jest minimalnie szybszy od reszty stawki. Dwa lub trzy wyścigi z nim wygrałem, ale było naprawdę ciężko tę różnicę prędkości zniwelować.

Podczas igrzysk osiągnął Pan wiek, który wydaje się dyskwalifikować następny start na tej imprezie. A może jednak nie...? Myślał Pan co będzie po Tokio?

— Daję sobie czas na zastanowienie się co dalej. Do końca sierpnia na pewno chciałbym odpocząć, zresetować głowę, żeby nie podejmować nerwowych i nieprzemyślanych decyzji. Myślę, że pod koniec wakacji będę miał bardziej sprecyzowane cele na przyszłość. Będzie ona związana ze sportem i windsurfingiem. Na pewno chcę czerpać z tego przyjemność, ale niekoniecznie musi to być moje główne zajęcie.

Świetnie reagowali w zasadzie na każdy Pana wyścig kibice w Mrągowie. Na ten decydujący start utworzono nawet tzw. strefę kibica, czego nie doczekali się piłkarze na Euro. Chciałby Pan coś im przekazać?

— Oczywiście chciałbym bardzo, bardzo podziękować wszystkim mieszkańcom Mrągowa, za to, że we mnie wierzyli i trzymali kciuki. Dzięki Wam bardzo za to wszystko! Wybieram się do Mrągowa pod koniec wakacji i chciałbym każdemu podziękować z osobna. Będzie ciężko, ale mam nadzieję, że uda mi się choć w drobny sposób podziękować Wam za to, co zrobiliście dla mnie i Ani Puławskiej. Dużo lepiej się przygotowuje i startuje mając świadomość, że są tak wspaniali ludzie za nami i trzymają kciuki. Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję! Mrągowo i jego mieszkańcy zawsze będą mieli miejsce w moim sercu. Tu się urodziłem, spędziłem pierwsze 20 lat swojego życia i w 100% czuję się mrągowianinem!

Dziękuję za rozmowę. Liczę, że okazji do rozmawiania jeszcze przynajmniej kilka nam się trafi.

— Ja też tak myślę. Już teraz zapraszam pod koniec sierpnia do Mrągowa na zawody triatlonowe, w których będzie startowała moja żona, a ja będę jej mocno kibicował. Może uda nam się wtedy spotkać.

Jeszcze raz dziękuję za start i emocje.

rozmawiał Marek Szymański

fot. archiwum zawodnika  

Aplikacja info.mragowo.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo info.mragowo.pl




Reklama
Wróć do