
Wśród letnich atrakcji tegorocznych Dni Mrągowa jeden drobny szczegół przy fontannie "Mrągowskiej Syrenki" zapoczątkował niezwykłą podróż. Mały kamyk z rysunkiem kotka stał się pretekstem do refleksji o podróżach, pamięci i… sile drobnych znaków. Agnieszka Pacek dzieli się z czytelnikami osobistą historią o „kamyczkach”, które niosą więcej, niż mogłoby się wydawać.
Wakacje w naszym mieście rozpoczęły się obchodami Dni Mrągowa, kóre były doś dobrze przygotowane. Każdy mógł wybrać coś dla siebie. Wydarzenia i atrakcje były skierowane zarówno do mieszkańców, jak również turystów bez względu na ich pochodzenie i wiek. Ważne było, że wszystkie koncerty (nawet ten w dużym amfiteatrze) były niebiletowane. Gdy przed występem Patrycji Markowskiej, czekałam na moje koleżanki, koło fontanny „Mrągowskiej Syrenki” - coś przykuło moją uwagę…
Na szarej, marmurowej rzeźbie liścia płynacego na tafli wody, leżał mały, kwadratowy eksponat. To był biały kamyczek z namalowanym kotkiem i serduszkiem, z tyłu widniały literki i cyfry: „11 -700 k.z.k KAMYCZKI”. W tamtym momencie nie wiedziałam o co chodzi z tymi wskazówkami, pamiętałam jednak, że z tym znaleziskiem należy coś zrobić. Istnieją specjalne grupy na Facebooku, które dzięki zaangażowaniu Internautów śledzą losy podróżujących kamieni. Tak, bo one przemierzają świat! Ideą jest zabieranie ich ze sobą, i dokumentowanie gdzie przemieściły się nasze znaleziska. Tak mnie ta sprawa zaintrygowała, że zrobiłam zdjęcia i wstawiłam je na grupy, które w nazwie miały słowo klucz: „Kamyczki”. Dodałam krótką informację na temat kiedy mój kamyk pojedzie ze mną do Konina, bo niedługo się tam wybieram. Odzew był niemal natychmiastowy.
Od razu nauczono mnie, że w raz ze zdjęciem należy podać kod podany w opisie, bo tak szybciej można śledzić losy „małego podróżnika” w wyszukiwarce Internetowej. Pod moim postem odezwała się mieszkanka z Mrągowa, która przyznała, że moje znalezisko jest dziełem jej córki. Ucieszyłyśmy się, że kotek z serduszkiem, wymalowany na kamieniu pojedzie na wycieczkę. Ta zabawa troszkę przypomina śledzenie losów psa, który jeździł koleją, tylko, że dziś środki lokomocji mogą być różne, a taki malutki kamień, może z powodzeniem przekroczyć granice naszego kraju. Sprawa tak mnie zaintrygowała, że zaczęłam intensywnie podglądać losy innych kamyczków i ich podróże. W relacjach pojawiały się również eksponaty z Mrągowa. Śledząc zdjęcia kamyczków w Internecie jestem pod wrażeniem metod i technik jakimi utrwalane są na nich informacje, rysunki, złote myśli i żarty.
Maryla Rodowicz śpiewała kiedyś: „Wsiąść do pociągu byle jakiego. Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet. Ściskając w ręku, kamień zielony, patrząc jak wszystko zostaje w tyle…” Co prawda tekst tej piosenki („Remedium” Magdaleny Czapińskiej) jest o nieuchronnym przemijaniu i próbie chęci ucieczki od niego, to jednak właśnie tutaj pojawia się kamień zielony jako towarzysz podróży. Po za tym, jest on oznaką długowieczności. Istnieje na tej ziemi dłużej niż życie niejednego człowieka. W kulturze Żydowskiej kamień położony w miejscu pochówku wyraża trwałość pamięci o zmarłym. Jest to jakiś ślad, który zostawiamy na naszej trasie. Wyjeżdżamy by się zrelaksować, być może jesteśmy w podróży służbowej i takie „maleństwo” może wywołać uśmiech na naszej twarzy.
Z kamieniami mam jeszcze jedno miłe wspomnienie. Wiele lat temu, gdy rehabilitowałam się po operacji w sanatorium w Sopocie, dopadł mnie przygnębiający nastrój związany z jakością mojego zdrowia i moją przyszłością. To właśnie wtedy, w czasie spacerów, dość często znajdowałam na plaży kamienie w kształcie serca. Było to jakieś pocieszenie dla mnie, znak z nieba, mówiący o tym że będzie dobrze. Gdy wróciłam do Mrągowa, niedaleko „Iglo” znalazłam uwięziony w asfalcie, kolejny kamień w kształcie serca. Wówczas wywołało to uśmiech na mojej twarzy. Dziś już go tam nie ma, bo zmieniono nawierzchnię, jednak po latach okazało się, że moja koleżanka zbiera kamyczki w kształcie serca i mogłam jej darować jeden z mojej kolekcji. Nie oddałam jej serca z kamienia, lecz serce oznaczające przyjaźń, która mam nadzieję, że będzie trwała jak kamień, czyli bardzo długo...
Zabierajmy ze sobą kamyczki, one nie potrzebują biletu, nie płacisz też za nadbagaż. W sezonie letnim, w czasie naszych podróży, warto dołączyć do tej zabawy. Ja już się wciągnęłam i jestem niezmiernie ciekawa co stanie się z moim znaleziskiem, gdy dotrze już do Konina i czy znajdę na trasie kolejne? Czytając komentarze pod zamieszczanymi zdjęciami, okazuje się, że autorzy rysunków, śledzą losy swoich małych dzieł i my możemy im pomóc je namierzyć, opisując miejsca ich pobytu. To świetna zabawa, do której zapraszam również Państwa w tym wakacyjnym felietonie. Agnieszka Beata Pacek
Zdjęcia: A. Pacek oraz FB kamyczki - #KAMYCZKI grupa oryginalna, FB Kamyczki - dostęp 04.07.2025r.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie