
Moja przygoda z Domkiem na Prerii rozpoczęła się dwanaście lat temu, dokładnie 1 kwietnia. Spontaniczna decyzja – jedziemy na kulig! Wtedy nie wiedziałam, że to będzie najlepsza decyzja mojego życia. Właścicielka myślała, że to śmieszny żart, bo w końcu dotarliśmy do niej w Prima Aprilis. Ale to nie żart!
To był ostatni moment na kulig, bo śniegu coraz mniej, a my i tak tam byliśmy. Bezwarunkowa akceptacja, bliskość dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Znalazłam kawałek nieba dla siebie i mojej rodziny. Mogłabym tam zamieszkać na stałe. Wtedy nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że to miejsce mnie odmieni i to na lepsze.
Ewelina, jak matka swoje dzieci, oprowadzała nas po gospodarstwie i pokazywała całe piękno widziane oczami, ale i sercem. Uśmiechnięte miny moich synów i męża były bezcenne. Blask w oku moich dzieci, gdy po raz pierwszy miały styczność z końmi czy bezgraniczny, cudowny uśmiech w momencie, gdy gromadka piesków otoczyła ich, przytulała, lizała, chciała się bawić – to piękno w czystej postaci. W tej jednej chwili zrozumiałam, że to także moje miejsce. Od razu się w nim zakochałam. Ten jeden dzień odmienił moje życie, taki dar od losu – wykonany telefon i chęć zrobienia niespodzianki synom.
W miarę odwiedzin dowiadywałam się coraz więcej o tym miejscu, chłonęłam wiedzę jak gąbka. Paweł od marzeń Eweliny przeszedł do realizacji, budowy miejsca, którego teraz i ja mogłam być częścią. Po prostu niesamowite! Bez wahania podzielili się ze mną pasją, miłością, którą widziałam na co dzień, podczas każdej wizyty. Dostrzegałam ich wielki sekret – ogromne serce, troska, pomoc bezwarunkowa ludziom i zwierzętom traktowanym jak członkowie rodziny. Dziś podzielam tę pasję i jestem z tego dumna. Rodzina, przyjaciele to podstawy. Mój fundament, który otrzymałam w darze, jakże cennym darze. Mam tak, że jak nie wiem to muszę się dowiedzieć. Ewelina to bardzo dobry terapeuta. Nie działa standardowo. Obserwuje, rozmawia, ale przede wszystkim pokazuje czynami. To wszystko na przykładzie własnych doświadczeń życiowych. A ma ogromne doświadczenie – doceniam, że mogę korzystać z tej skarbnicy wiedzy.
Podzielę się teraz czymś dla mnie ważnym – mój pierwszy kontakt z końmi, Ewelina opowiadała jak postępować z tymi cudownymi zwierzętami. Słyszę jej ciepły głos w uszach jakby z oddali: „Najczęściej wykorzystywanymi w terapii zwierzętami są psy (dogoterapia) i konie (hipoterapia)”. Pokazuje mi jak przywitać się z koniem, jak go poznać poprzez dźwięki, pozy, zapach, dotyk, to są tzw. doznania sensoryczne. Trzeba słuchać zwierzę, co mówi w milczeniu poprzez zachowanie – to jak na nas reaguje. Raptem widzę jak Ewelina się wycisza. Wtedy zbliża się do mnie ciepły oddech, czuję go na dłoni. Niepewnie, ale z miłością dotykam ciepłej i aksamitnej sierści głowy konia. Zbliżam się bardziej i bardziej, aż widzę czyste piękno – wielkie brązowe oko. Zdawało mi się, że ta chwila trwa wiecznie. To uczucie, że patrzy na mnie i ogarnia mnie ciepło i zostaje otulona płaszczem bezwarunkowej miłości. W tej chwili ujrzałam cały świat w tym wielkim, pięknym, brązowym oku. Ewelina była tam, ale jak by jej nie było… Zrozumiałam bez słów emocje, które koń chciał mi przekazać. Komunikacja odbywała się w całkowitej ciszy stąd moje motto życiowe: „Minimum słów, minimum emocji”, które od tamtej pory wykorzystuję na co dzień.
W jednej chwili, tak zaklętej, magicznej dla mnie, zrozumiałam już, że chcę tak samo pomagać innym – choćby tym najmniejszym – jak pomaga Ewelina. Te piękne, mądre zwierzęta: konie, psy, które na co dzień pomagają np. w terapii, dają co mają najlepsze – SIEBIE.
Pamiętam opowieść Eweliny i Pawła, którą przytoczę: pierwszym koniem w Domku na Prerii był Kajtek – schorowany kucyk, staruszek, który otrzymał ciepło i godną emeryturę. Maskotka. A ewenementem było to, że Kajtek jeździł… windą!!! Spotykał się z chorymi dziećmi i był bardzo lubiany przez wszystkich. Teraz zastępuje go godnie kucyk Zosia i wiele innych zwierząt – kuce, kozy, źrebaki, koty, psy, króliki i stadnina pełna koni.
Mój ulubieniec to Leoś, na którym uczyłam się jeździć konno. Za serce chwyta niezłomna pomoc, leczenie bezdomnych psów, kotów i ratowanie przed rzezią konie. Ale szczególnie cieszy mnie fakt, że one w Domku na Prerii znajdują schronienie. Piękne otoczenie sprawia, że czas w Domku płynie zupełnie inaczej, jakby się zatrzymał. Każdy znajdzie coś dla siebie. Ja znalazłam…SIEBIE. Wiem, że siłą napędową dla Eweliny Klecan jest RODZINA, synowie, którzy dorastali na moich oczach. Pojawienie się pięknej synowej i oczywiście pojawienie się Pawła, który ziścił marzenia Eweliny. To rodzina daje motywację w chwilach rezygnacji i kłopotów i daje siłę napędową do działania.
Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy, ale ja dodam od siebie jeszcze to, że oczy zwierząt to cały świat...
Patrycja Martuś
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie