
Tegoroczny Festyn Niepodległości w Mrągowie przebiegał bez żadnych "wyskoków". Wszystko odbyło się planowo, spora frekwencja zarówno na mrągowskim marszu, jak i wokół Mrągowskiego Centrum Kultury. Za to zwieńczenie imprezy było iście mistrzowskie!
Chłodna aura nie przyciągnęła wielkich tłumów, a marsz odbył się bez specjalnych fajerwerków - zapewne tak, jak miał przebiegać według założeń organizatorów. Planowo, uroczyście i w biało-czerwonych barwach.
Przed godziną 15:00 przed Mrągowskim Centrum Kultury zaroiło się od ludzi. Wszyscy zmierzali na koncert Kobranocki - legendy polskiego rocka, zespołu, którego historia sięga mrocznych na swój sposób lat osiemdziesiątych. Zawsze lubiłem i szanowałem Kobrę i Szybkiego Kazika - dwóch „motorków” toruńskiego bandu. Wiedziałem też, że grupa nie spuszcza z tonu i gra cały czas na ustalonym, jak dla mnie wysokim poziomie, to też i nie mogłem sobie odpuścić. Tak jak w 2019 roku, kiedy toruniacy przybyli kruszyć cegły w kultowym lokalu przy Skłodowskiej 5a. I wtedy i teraz spodziewałem się świetnego koncertu. I teraz i wtedy nie zawiodłem się.
Zaczęło się od „Listu z pola boju”, potem poleciało parę innych starszych hitów i kilka nowszych utworów, które na miano hitów dopiero pracują. Cały czas muzycy mieli świetny kontakt z publicznością, która choć usadowiona w fotelach odwzajemniała energię płynącą ze sceny. Na widowni zasiadło kilka pokoleń, od tych, którzy pamiętają pierwsze płyty Kobranocki, aż po tych młodszych - zapewne kojarzących zespół z pewnym utworem, jak to powiedział Kobra: niekoniecznie o Polsce... Zanim ten się pojawił solo odbębnił ostatni "nabytek" - perkusista Mikołaj Toczko. Za co zresztą nagrodzony został słusznymi brawami. Co chwilę sola na scenie odgrywał też gitarzysta Jacek, który do zespołu dołączył niedawno - raptem 20 lat temu.
Pod koniec mrągowskiego seta poleciały klasyki: „I nikomu nie wolno się z tego śmiać”, a potem też „Chcą się podetrzeć naszą skórką” i na zakończenie oficjalnej części „Hipisówka”. No i wreszcie w części bisów, tak już całkiem na koniec upragnione „Kocham cię jak Irlandię”. I koniec, górne światło, tłum do drzwi... Pozostał szum w uszach i to spełnienie, bo chociaż zabrakło kilku - przynajmniej moich - ulubionych utworów, to jednak był koncert-petarda! Zagrany z sercem, co zostało nagrodzone owacjami na stojąco. Za rok będzie ciężko przebić to, co wydarzyło się w Mrągowie w Święto Niepodległości'2024! W każdym razie ja już odliczam czas do 11 listopada 2025, bo wierzę, że organizatorzy się postarają i... przynajmniej spróbują.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie