
Na chwilę przed próbą generalną do przedstawienia „Fragmenty”, Agnieszka Pacek przeprowadziła krótką rozmowę z reżyserem i opiekunem projektu Grupa Teatralna Dorosłych - Grzegorzem Gromkiem. Jak podkreślał rozmówca, to wydarzenie mogło zakończyć się premierą, dzięki podjętej współpracy z Martą Szymborską oraz z pracownikami Mrągowskiego Centrum Kultury.
Nasza pogawędka przebiegała przy żartobliwych komentarzach niemal całej kobiecej trupy, które o swoim reżyserze wypowiadały się bardzo pochlebnie. Widać było, że ufały mu. Jedna z nich podkreśliła, że dla niej: „on jest bardzo dobrym pedagogiem”. Inna, że: „ceni jego pomysłowość”. Efekt kreatywności Grzegorza Gromka, mogliśmy później zaobserwować na scenie, w czasie premiery. Między innymi, było nim wplecenie lokalnego motywu „country”, w scenę relacji z okruchów życia kobiety, która przyjechała z małej wioski do dużego miasta. Pomimo, że Mrągowo może być postrzegane jako prowincja, mój rozmówca przyznał, że chętnie tu przyjeżdża.
Jest pan zawodowym aktorem, gdzie możemy pana oglądać?
— Na co dzień gram w Teatrze imienia Stefana Jaracza oraz w Teatrze Nowym w Olsztynie.
Tutaj występuje pan w innej roli. Bycie reżyserem to pokrewna pasja, czy też pana zwód?
— Generalnie nie jestem reżyserem. Jestem przede wszystkim aktorem. Reżyserią zajmuję się bardzo rzadko i to, co tutaj robiliśmy, jest raczej wynikiem pewnego warsztatu aktorskiego, a nawet szerzej teatralnego. Potraktowaliśmy teatr, raczej jako platformę do spotkania, do tego, żeby popracować, przyjrzeć się sobie nawzajem. Stworzyliśmy teatr amatorski, w tym dobrym znaczeniu. Teatr, który buduje kapitał społeczny, pogłębia więzi i pomaga w wyminie doświadczeń i umacnia tożsamość. To jest bardzo ważne.
Czyli tutaj nie chodzi jedynie o granie?
— Nie. Tu nie chodzi o sam warsztat aktorski, grupę tworzą ludzie, którzy nie są zawodowo związani z aktorstwem, z teatrem, filmem. To są ludzie, którzy są przepełnieni pasją. One wszystkie mają swoją pracę, obowiązki, rodzinę, domy, swoje hobby, a mimo to, raz w tygodniu, te kobiety postanowiły poświęcić półtorej godziny, by być ze sobą, spotkać się i tworzyć. To jest cudowne i piękne.
Rozumiem, że każdą sztukę, każdy odbiorca może interpretować odmiennie. Na tym polega siła teatru. Jednak o czym, według pana, traktuje przedstawienie „Fragmenty”?
— Dzisiaj jak wskazuje sam tytuł będziemy pokazywać tylko fragmenty naszej pracy. Wiadomo, że spotykając się raz w tygodniu, przez półtorej godziny, mieliśmy bardzo niewiele czasu. Byliśmy bez szans na zrobienie całości. Gdybyśmy mieli to przełożyć na wymiar prób teatralnych, to mieliśmy jakieś dwanaście prób. To jest bardzo mało czasu. Zebraliśmy więc krótkie fragmenty i zrobiliśmy z nich trajler tego, co nam, mam nadzieję, w przyszłym roku uda się dokończyć. Sztuka jest serią monologów, w których uwidacznia się zjawisko wszechobecnej samotności i to, do czego ona nas tak naprawdę popycha. Jest to opowieść o tym, jakie koszty musimy lub decydujemy się ponosić, aby nie być tak bardzo samotni…
Chciałbym podkreślić to, że naszym celem, nie było wystawienie sztuki jako takiej. Nie chcieliśmy też zrobić żadnego widowiska. To, co dzisiaj tutaj zobaczymy – to jest efekt tego spotkania, wynik pracy warsztatowej.
Jak pracowało się z grupą dziewięciu kobiet, z naszym mrągowskim „babińcem”, jest pan przecież jedynym mężczyzną w tym gronie?
— Z tym „babińcem” pracowało się cudownie. To są absolutnie fantastyczne kobiety, które są oddane swej pasji, tworzeniu (śmiech podsłuchujących aktorek)…
Nie rozwijaliśmy już tego wątku, ponieważ musiała rozpocząć się próba generalna. Na koniec przytoczę jeszcze fragmenty wstępu Grzegorza Gromka, skierowanego do widzów, na chwilę przed spektaklem. Padły w nich ważne myśli, które dopełniają rysów w obrazie tego, co nam chciano przedstawić i pokazać.
— Wywodzę się z nurtu aktorstwa zawodowego. Coraz częściej i z coraz większą przyjemnością, pracuję jednak w teatrze niezawodowym, w teatrze amatorskim, ale w tym dobrym znaczeniu tego słowa (…). Jedną z najważniejszych funkcji teatru amatorskiego jest budowanie relacji. To właśnie pozwala zwrócić się ku sobie i przekraczać małość swojego „ja”, bo tutaj, w takim teatrze, nikt nie gra na siebie. Nie ma egotyzmu. Tutaj nikt nie stara się być gwiazdą. Dlatego właśnie taki teatr jest piękny i ciekawy.
Zaprosiliśmy tutaj państwa, żeby podzielić się naszą pracą jeszcze nieskończoną. To jest tylko pierwszy etap, FRAGMENTY tej pracy. Oto dziewięć, wspaniałych kobiet, które państwo za chwilę zobaczycie, na co dzień zajmujących się zupełnie innymi rzeczami - na pewno nie teatrem (…). Zobaczymy więc FRAGMENTY tego, czym one zajmowały się przez kilka miesięcy, ale też FRAGMENTY z życia kilku fikcyjnych postaci, stworzonych na potrzeby tego projektu. Będą to FRAGMENTY z najwspanialszych i najgorszych momentów ich życia.
Żeby zrozumieć jaką tytaniczną pracę wykonały, kobiety, które za chwilę wyjdą na scenę – trzeba zrozumieć, jaką pracę wykonuje aktor. Przede wszystkim, jest to wyjście poza swoją strefę komfortu, po za swoje „ja”. To jest zaprzeczenie własnemu „ja” i publiczne wypowiedzenie się w nie swoim imieniu. Tu trzeba wyjść ze swojej społecznej roli matki, pracownika, nauczyciela et cetera, et cetera... Należy wyłączyć własnego policjanta w głowie, który nam mówi co wolno, a czego nam nie wolno, co jest akceptowalne, a co nie jest akceptowalne. To jest w końcu, wykorzystanie swojego ciała, głosu i wiarygodności – nie dla siebie, a dla postaci. Tu nie ma miejsca na moje prywatne „ja”. To jest bardzo trudne. To jest trudne, żeby to zrobić i trudne, żeby się w tym nie zatracić…
Na końcu mam taka prośbę do Was. Proszę, abyście dzisiaj nie byli dla nich krytykami, żadnymi znawcami sztuki. Pragnę abyście, jak małe dzieci, wsiedli do tego pociągu i bawili się razem z nami.
Posłuchałam rady Grzegorza Gromka i od samego początku wsłuchałam się w historie kobiet, które relacjonowały istotne i mniej istotne FRAGMENTY swojego życia. Rzecz wyglądała tak, jakbyśmy przyglądali się spotkaniu swoistej grupy wsparcia. Stworzonej pozornie na wzór grup AA, z tą różnicą, że nie było tam osoby prowadzącej – terapeuty. Dziewięć bohaterek wzajemnie się „terapeutyzowało” płaczem, śmiechem, relacją zdarzeń, muzyką i tańcem, refleksją oraz głębokim krzykiem… Bił z tego autentyzm. Było słychać i czuć emocje i to, co było niedopowiedziane, a zagrane gestem, ciszą oraz westchnieniem. Sprawa tych kobiet pozostała otwarta. W ostatnich zdaniach i słowach ukryła się istotna nadzieja, że jeszcze „będzie do kogo w życiu usta otworzyć, komu zrelacjonować kolejną historię, przedstawić czyjeś życiowe FRAGMENTY”. Bo ta historia była też o sile wsparcia, pochylenia się nad drugim człowiekiem i ważności relacji międzyludzkich.
Dodam jeszcze, że choć scenariusz i tekst przedstawienia rzeczywiście był urywkami, fragmentami warsztatów które odbyły się w MCK, to jednak, na scenie wybrzmiał jak kompletna sztuka. Nie było tu żadnej luki, niedoróbki. To, co miało być powiedziane – zostało powiedziane, to co miało być przemilczane – było przemilczane. Widz pozostał z istotną refleksją, która na pewno może stać się mu użyteczną dla jego osobistego rozwoju, jeśli tylko zechce pójść za jej głosem. Agnieszka Beata Pacek
Foto: Anna Siwicka, Agnieszka Pacek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie