
Słowo „hejt” w obecnym, potocznym znaczeniu określa coś mało zabawnego, obraźliwego, albo dosadniej – obrzydliwego. Ono samo wzięło się od „hate” – czyli angielskiego „nienawidzić”. Jest go – hejtu – pełno w Internecie, telewizji, polityce i w naszym codziennym życiu, jednak niektórzy (a może nawet tylko niektórzy nie…?) nadużywają określenia pewnych czynów i zachowań tym mianem.
Bo czy jest hejterem ten, kto skrytykuje samochód zostawiony przeze mnie na przykład na miejscu parkingowym dla niepełnosprawnych, choć nie jestem niepełnosprawny? Kimkolwiek bym był – jeśli popełniam błąd powinienem sam uderzyć się w pierś, a nie czaić na nieprzychylne komentarze i nazywać ich autorów hejterami. Albo gdy ktoś skomentuje post wychwalający np. moją restaurację słowami: „jedzenie smaczne tylko szkoda, że właściciel nie płaci za moją pracę”? I ma rację, bo rzeczywiście mu nie zapłaciłem. Ale co z tego? Przecież to… hejter! Lub gdy jeszcze ktoś inny skomentuje słowem „oszustwo” coś, co faktycznie próbuję mu „wcisnąć”? Łatwo złapać ludzi na nadużywaniu emocji, ale co kiedy to JA prowokuję…? Mową, uczynkiem lub zaniedbaniem. Mówi się, że „łapać złodzieja” zazwyczaj najgłośniej krzyczą owi złodzieje. Czy nie podobnie jest z hejtem? Może nie powinienem przejmować się co robię – jak ktoś mnie „zjedzie” w Internecie to napiszę, że to hejter, dodam jakieś rozpaczliwe emotki i… będę się spokojnie przyglądał na lincz rozjuszonych hejtem Internautów. Przecież to takie proste, prawda? Nie, nie jestem hejterem i naprawdę nie popieram hejtu w Sieci. Źle się czuję kiedy widzę objawy nienawiści człowieka do człowieka, często nawet nie znających się wzajemnie. Jeszcze gorzej się czuję, gdy widzę „twardzieli” używających fałszywych kont, by komuś „dowalić”. Znam osobiście (choć ręki nie podaję od lat) osobę, która prawdopodobnie sama między swoimi fejk-kontami prowadzi dialogi, oczywiście przepełnione jadem. To jest dopiero paranoja! Niewykluczone, że ta sama osoba „maczała palce” przy tworzeniu strony przeciwko… hejtowi. Ale nawet w tak ewidentnie patologicznie chorym przypadku nie mam żalu do tego kogoś. Bo my, nie-hejterzy, generalnie spotykamy hejterów „od komentarza do komentarza”, a oni muszą żyć sami ze sobą 24h na dobę, siedem dni w tygodniu. I może to ich boli najbardziej…?
Marek Szymański
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Pixabay)