Jakub Doraczyński jest mrągowskim radnym obecnej kadencji. Jest liderem stowarzyszenia Mrągowskiej Wspólnoty Samorządowej. Już w zeszłym roku ogłosił zamiar udziały w wyborach samorządowych na stanowisko burmistrza Mrągowa. Inicjatywę wsparło aż 10 radnych, tworząc klub radnych wspierających jego kandydaturę. Jako pierwszy w Mrągowie założył komitet i rozpoczął kampanię wyborczą. W dniu 14 lutego ogłosił kandydatów na radnych startujących z jego komitetu. Mimo młodego wieku, dał się poznać jako radny zaangażowany, rzeczowy i kompetentny, który potrafi słuchać. Wywiad został przeprowadzony przez Magdalenę Lewkowicz.
7 kwietnia odbędą się wybory do władz lokalnych. W czerwcu ubiegłego roku powstał klub radnych wspierających Twoją kandydaturę na burmistrza Mrągowa. Skąd ta decyzja?
— Klub Wspólna Sprawa, który przekształcił się w klub wspierających mnie na burmistrza dziesięciu radnych, jest w tej chwili największym klubem w Radzie Miejskiej. Klub tworzą zarówno doświadczeni radni, jak i radni po raz pierwszy sprawujący mandat. Jestem dumny, że to szerokie grono najpierw wybrało mnie na swojego przewodniczącego, a teraz widzi mnie także jako kandydata na burmistrza Mrągowa.
A dlaczego się zdecydowałem? Kiedy z moją żoną, która tak jak ja jest rodowitą mrągowianką, wróciliśmy tutaj z Gdańska po studiach, mieliśmy zupełnie inne spojrzenie na kierunek, w którym dzisiaj zmierza Mrągowo. Podjęliśmy decyzję o ułożeniu sobie życia właśnie tutaj, jednak nie jesteśmy zadowoleni z tego, co się obecnie dzieje w Mrągowie, jak jest zarządzane i jak funkcjonuje. Bardzo chcielibyśmy, aby nasi dwaj synowie także wiązali przyszłość z Mrągowem. Po wielu rozmowach z koleżankami i kolegami radnymi, ale też wieloma mieszkańcami Mrągowa doszliśmy do wniosku, że nasza wizja pokrywa się z wyobrażeniem przyszłości Mrągowa wielu osób. W klubie uznaliśmy, że moja kandydatura daje pewne gwarancje na realizację dobrego pomysłu na Mrągowo. Decyzja się wiąże z dużą odpowiedzialnością, ale zdecydowałem się na podjęcie wyzwania. Razem chcemy działać dla miasta i jego mieszkańców.
Myślę, że w Mrągowie wiele osób czekało na młodego, tak prężnie działającego kandydata.
— Czy młodego to można różnie interpretować (śmiech). Może powiedzmy jeszcze młodego, ale już doświadczonego, zarówno pod względem rodzinnym, jak i zawodowym. Mam też już doświadczenie w samorządzie. Nasze miasto potrzebuje osób z energią, z bagażem doświadczeń i wiedzy, ale mających też Mrągowo w sercu. Wychowywałem się w rodzinie wielopokoleniowej i dostrzegam co jest potrzebne do życia w naszym mieście. Zarówno dla mieszkańców w moim wieku, żyjących już swoim życiem, mających rodziny i pracę, dla osób w wieku moich rodziców, którzy powoli już kończą swoje życie zawodowe, ale też dla starszych - w wieku mojego dziadka. Obserwuję ich potrzeby, wyciągam wnioski, analizuję co im potrzeba i to jest wiedza, którą można wykorzystać do tworzenia warunków dla kilku pokoleń mrągowian.
Uchylisz rąbka tajemnicy z życia prywatnego? Czemu to Mrągowo jest tak głęboko zakorzenione w twoim sercu?
— Od dzieciństwa jestem mocno związany z Mrągowem i sentymentalnych wspomnień mam bardzo dużo. Urodziłem się w 1987 roku, a zatem w samej końcówce PRL-u, wychowywałem się podczas przełomu zmian ustrojowych w Polsce i miałem okazję doświadczyć „Ptysia” w szklanej butelce, pierwsze gumy „Turbo” i te wszystkie historie, które w pewnym sensie mogą się kojarzyć z nadejściem Zachodu do naszego kraju. Dzieciństwo spędziłem w tzw. bloku warmianym przy ul. Skłodowskiej, kiedy „Warmia” była prężnie działającym i liczącym się zakładem. Nie było komórek ani komputerów, więc musieliśmy sobie ten czas organizować sami. Całe dnie graliśmy w piłkę nożną, gdzie za bramki na piaskowym boisku służyły nam cegiełki. Dużo czasu spędzaliśmy wspólnie, poza domem i do dziś zdarza mi się z dawnymi kolegami i koleżankami z podwórka wracać do tamtych historii. Zresztą jeden z moich dawnych kolegów trenuje moich synów w szkółce piłkarskiej. To magia mniejszych miast i miasteczek, że historia lubi zataczać takie koła.
A jak wspominasz czasy szkolne?
— Tu też mógłbym snuć wiele ciekawych historii (śmiech). Szkołę podstawową, jako uczeń SP nr 1, pamiętam jako czas ciągłych przeprowadzek z budynku do budynku. Gimnazjum to burzliwy okres, związany z okresem dojrzewania i młodzieńczego buntu. Czas spędzony w I LO im. Obrońców Westerplatte minął mi szybko, ale to ważna dla mnie szkoła, bo praktycznie wszyscy członkowie mojej rodziny ją kończyli, rodzice, żona, którą poznałem już w przedszkolu „Stokrotka”. Po maturze czas już poleciał szybko: studia, praca i zbieranie doświadczenia zawodowego, rodzina...
Jesteście dobrym przykładem dla ludzi młodych. Pokazujecie, że można „iść w świat”, a potem wrócić i angażować się życie swojej małej ojczyzny, swojego miejsca na ziemi. A jak wyglądała twoja kariera zawodowa?
— Z wykształcenia jestem magistrem inżynierem środowiska. Mój zawód związany jest z szeroko pojętymi instalacjami, sieciami wodno-kanalizacyjnymi, klimatyzacją, ciepłownictwem, w zasadzie wszystkim co jest potrzebne do naszego bieżącego funkcjonowania. Tak się to moje życie zawodowe układało, że swoją profesję mogłem „ugryźć” z wielu stron. Zaraz po studiach pracowałem trochę w Trójmieście, zaczynając od pracy na budowie. Po podjęciu decyzji o powrocie do Mrągowa, co wiązało się z planami założenia rodziny, przez ponad 3 lata do pracy dojeżdżałem do Olsztyna. W międzyczasie rozpocząłem też własną działalność, bo mój zawód pozwala na pracę „u siebie” niezależnie od etatu. Od 2013 roku prowadzę swoją pracownię projektową.
Ogólnie interesuję się kwestiami energo oszczędności, bo to jest bardzo ważna kwestia w dzisiejszym świecie. A w przyszłości będzie pewnie jeszcze ważniejsze. Ta moja ścieżka zawodowa pozwalała mi na obserwowanie inwestycji z każdej strony, od projektanta, poprzez kierownika budowy, inspektora nadzoru, a nawet z poziomu pracownika działu przygotowania produkcji. Z tej szerokiej perspektywy wypowiadam się też często na sesjach.
Mówi się, że kto pracuje w zawodzie związanym z jego pasją wcale nie pracuje. Chyba nie byłoby w tym nic złego, byś po wyborach tę zawodową pasję wykorzystywał na rzecz Mrągowa i jego mieszkańców?
— Inwestycje są dźwignią rozwoju miejscowości. Tylko, że inwestycje muszą być przemyślane. W mojej branży jest tak, że najpierw powstaje jakaś potrzeba, potem projektanci opracowują najkorzystniejsze koncepcje, a później to wszystko musi być zbilansowane. Nie sztuką jest wykonać inwestycję, która się nie sprawdzi i jest obciążeniem dla budżetu inwestora, czy w przypadku naszego samorządu - miasta. Sprawy samorządowe, przede wszystkim za sprawą moich rodziców, były w moim domu rodzinnym odkąd tylko pamiętam. Zawsze mnie to pasjonowało, mimo że dzisiaj nasza polityka centralna wygląda tak jak wygląda i wcale nie zachęca do angażowania się w sprawy publiczne. Spotkania z mieszkańcami pokazują jednak, że coraz więcej młodych ludzi interesuje się sprawami lokalnymi i chce mieć na nie realny wpływ.
Co jest dla Ciebie ważne? Jakimi wartościami w życiu się kierujesz?
— Na to pytanie za każdym razem odpowiadam: rodzina. Zarówna ta, w której się wychowałem, czyli rodzice, dziadkowie, mój młodszy brat, a z drugiej strona ta, którą założyłem z moją żoną Magdą, a którą dziś tworzą też nasi dwaj synowie i pies rasy mops - Marlon. Rodzina zawsze jest na pierwszym miejscu! To także kolejna motywacja do działania, bo chęć wpływania na rozwój miasta wiąże się z myślą o moich dzieciach. Obserwując swoją rodzinę od wewnątrz, widzę jak ważne jest dla osób starszych to, by młodzi ludzie byli blisko. Niedobrze dla rodzin, gdy młodzi wyjeżdżają i już nie wracają, często zostawiając bliskich w różnym, niekoniecznie najmłodszym wieku. Jednym z powodów, dla których z moją żoną postanowiliśmy wrócić był fakt, by nasi synowie rozwijali się i dorastali w otoczeniu najbliższych. Ja miałem szczęście, że wychowywany byłem przy udziale obu babć i dziadków. Dzięki temu mogę śmiało powiedzieć, że dzięki nim stałem się tym kim jestem. Nie chciałbym moim synom tego zabierać, bo uważam, że to jest bardzo ważne.
Rodzina jest ważna, ale też zwykła ludzka przyzwoitość i uczciwość. Zdawałoby się, że to są banały, ale tych prostych wartości, niestety mało kto już na stanowisku stosuje w życiu.
Opowiesz nam o swoich pasjach? Co robisz w wolnym czasie?
— Jeżeli chodzi o wolny czas to temat jest mocno skomplikowany (śmiech). Szczególnie ostatnio czasu wolnego nie mam zbyt wiele, ale jeśli już mam chwilę - poświęcam ją rodzinie, synom. Tak się szczęśliwie składa, że część pasji mogę dzielić z nimi. Odpoczywając i ładując baterie z rodziną mogę realizować swoje pasje. To przede wszystkim sport. Synowie są bardzo aktywni i wciągają mnie w wiele rzeczy, które z uwagi na życie zawodowe odkładałem „na później”.
Interesują mnie również pamiątki związane z Mrągowem. Na niektóre wręcz poluję na aukcjach, licytacjach i kolekcjonuję je w prywatnych zbiorach. Od jakiegoś czasu współdzielę pasję mojego taty, czyli Tomasza Doraczyńskiego, który ma pokaźną kolekcję związaną ze starym Sensburgiem. Myślę, że to już czas, by zacząć ją pokazywać, bo jest w niej naprawdę wiele ciekawych eksponatów i liczę tu bardzo na pomoc kolegi radnego - Roberta Wróbla, który może mógłby nam pomóc pewne zagadki „rozszyfrowywać” i je opisywać.
Inne pasje to raczej typowo męskie - sport, motoryzacja i ta dawna i ta obecna, lubię przeczytać dobry kryminał, obejrzeć dobry serial i polskie filmy z dawnych lat z nieśmiertelnym „Misiem” na czele, którego moglibyśmy, teraz już także z naszymi 9-letnimi synami, oglądać na okrągło.
Śledziłam twoje poczynania w Internecie i chciałbym zapytać o współpracę z lokalnymi stowarzyszeniami. Jak tu u Ciebie wygląda?
— Wychodzę z założeniem, że jeśli ktoś zwróci się do mnie o pomoc, a ja będę mógł tę prośbę spełnić - pomogę. Współpraca ze stowarzyszeniami znów zaczyna się od rodziny. Kiedy moi synowie dorośli na tyle, że mogli już uczestniczyć w życiu sportowym, siłą rzeczy zaczęliśmy wspierać stowarzyszenia sportowe. Jeden z nich uprawia żeglarstwo, jest związany z MOS „Baza”, obaj grają w piłkę i koszykówkę. Dzięki temu kontakt ze stowarzyszeniami sportowymi jest bardzo bliski. Wspieramy ile możemy i chyba nawet moja żona bardziej się angażuje, ale oboje raczej o tym nie mówimy publicznie. Jako burmistrz, gdyby mieszkańcy dali mi szansę, widziałbym współpracę miasta ze stowarzyszeniami na zasadzie partnerstwa i dialogu, wsparcia ludzi, którzy wykonują pracę za miasto i w mieście. Siła ludzi, którzy się w to angażują jest wielka, ale bez wsparcia może zniknąć. Nie dopuszczę do tego!
Poznaliśmy Ciebie prywatnie. Może podzielisz się teraz wizją Mrągowa? Jak widzisz rozwój miasta?
— Znaczną część naszych założeń programowych przekazujemy w naszej codziennej pracy radnych, ale też przez członków naszych stowarzyszeń, czyli Mrągowskiej Wspólnoty Samorządowej i Mrągowskiej Inicjatywy Społecznej. Od kilku lat działamy razem i udało nam się zbudować silne porozumienie. Jestem z tego osobiście bardzo zadowolony, ponieważ wypracowywaliśmy to przez długi czas, dużo dyskutując. Mamy wspólną wizję rozwoju miasta, jego zagospodarowywania i zarządzania nim. Wchodzimy w czas kampanii i nasz program będzie ogólnodostępny, jednak to co na dzisiaj nam najbardziej przeszkadza to jakość zarządzania i praca samego urzędu, jednostek podległych czy spółek miejskich. To wszystko musi działać na odpowiednim poziomie, byśmy my jako mieszkańcy odczuwali komfort życia w naszym mieście. Wydaje mi się, że trzeba zmienić priorytety. Mrągowo jest miastem turystycznym, ale nie możemy zapominać, że miasto jest przede wszystkim dla mieszkańców. Uważam też, że jeśli mieszkańcom będzie się żyło dobrze to i turyści będą chętniej przyjeżdżali.
Nie musimy wymyślać Ameryki, bo schematy są ciągle te same, od lat. To na pewno infrastruktura, dostępność usług dla mieszkańców. Decyzją rady od 2019 roku mamy darmową komunikację miejską, ale widzimy też co dzieje się z autobusami. Cały czas jest problem na rynku mieszkaniowym i tu nie ma prostego rozwiązania. Niestety rynek, głównie za sprawą decyzji władz miasta zaczął zmierzać w kierunku apartamentowców i dziś ceny mieszkań zaczynają się od 10 tys./m2. Głównym założeniem naszego programu jest, by młodzi mieszkańcy mieli po co tutaj zostawać. A posiadanie mieszkania czy komunalnego, z dostępem do własności czy nawet deweloperskiego powinno być jednym z powodów, by ktoś chciał tu mieszkać.
W wielu sprawach podstawą musi być dialog z mieszkańcami. Chyba nawet nie powinienem mówić, że w mieście musi wrócić porządek. Mrągowo musi być zadbane, byśmy wszyscy czuli, że miasto ma gospodarza. W pewnym sensie my musimy ułożyć to miasto na nowo. Przed takimi miastami jak Mrągowo stoi wiele problemów, głównie związanych z odpływem mieszkańców, a dziś nie widać wspólnej koncepcji magistratu na zatrzymanie tego trendu. Tak naprawdę my nawet nie powinniśmy rozmawiać o kwestiach porządku czy usług społecznych, bo to jest rzecz oczywista. To wręcz obowiązek władz, przecież po coś te władze wybieramy, a one za coś dostają pieniądze. W mieście mamy wielu fachowców, których trzeba jedynie wysłuchać i stworzyć im pole do działania. Wiele problemów moglibyśmy wtedy rozwiązać niewielkim nakładem sił. Burmistrz to ktoś, kto miastem zarządza, ale wokół niego musi być zespół. Inaczej się tego nie zrobi. Dziś odnosimy wrażenie, że nie burmistrz jest dla miasta tylko miasto dla burmistrza. A to powinno być zupełnie odwrotnie.
Słowa o zespole wydają się niezwykle trafne. Zespół jest bezcenny w demokracji. Jest wiele osób w mieście, których potencjał można by wykorzystać.
— To wychodzi czasami w przypadkowych rozmowach. Okazuje się, że ktoś ma duże doświadczenie w jakieś dziedzinie czy branży i ma wiele pomysłów, a nie ma przestrzeni, gdzie mógłby się nim podzielić. W każdą środę o 17.00 spotykamy się w Mrągowskim Centrum Aktywności Lokalnej z mieszkańcami, by porozmawiać o mieście, jego problemach i szansach rozwoju. Zapraszam!